
Może i trochę już minęło czasu (bo już 1,5 miesiąca temu został w Polsce wydany najnowszy krążek RHCP) ale przynajmniej był czas na dogłębne wsłuchanie się w nowe nagrania.
Już bez Johna Frusciante w składzie, za to z nowym gitarzystą Joshem Klinghofferem oraz bujnym wąsem Anthony'ego popularne na całym świecie papryczki wracają z nową płytą. Moje pierwsze odczucia po przesłuchaniu: duży wpływ nowego gitarzysty, bardzo dobry bas (Flea jak zawsze daje czadu), wciągające kawałki, ale jednak czegoś brakuje. Czego? Moim zdaniem mocnego uderzenia i porywającej solówki! Młody Josh choćby stanął na uszach nie dorówna John'owi. Mimo iż radykalnych zmian w brzmieniu nie ma to czuć niedosyt. W Internecie można przeczytać, że dopiero za czwartym czy piątym przesłuchaniu da się tą płytę pokochać. Trudno się z tym nie zgodzić. Mimo wszystko po zapowiadanych "zmianach" w zespole płytę oceniam na plus. Red Hot Chilli Peppers bez Johna Frusciante nadal jest wielkie i stawia wysoko porzeczkę innym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz